Czeka mnie perspektywa mieszkania na stancji bez internetu, ale i tak jest spoko i cieszę się, że załatwiłam sobie takie mieszkanie, za taką cenę.
czwartek, 26 czerwca 2014
środa, 25 czerwca 2014
Oj. Chodzę zestresowana, bo nadal toczę walkę z dziekanatem + czeka mnie perspektywa przeprowadzki. Niestety. Trochę rzeczy już załatwiłam, między innymi dzisiaj kupiłam bilet miesięczny ZKM, wysłałam wniosek o duplikat świadectwa dojrzałości i zapłaciłam za rekrutację na PG. Dużo mnie to wyszło. Chcę zapomnieć tę kwotę. Niemniej wszystko idzie do przodu, z czego się cieszę.
Zastanawiam się, czy nie zacząć prowadzić bloga o tematyce (wreszcie konkretnej!) sportowej - o siatkówce. Męczy mnie już ten lifestyle - chyba do niego nie pasuję. Bardzo chciałabym się wybić, a jeśli chodzi o siatkówkę, to chyba nie będę miała zbyt dużej konkurencji (?).
Nie mam żadnych, konkretnych planów na wakacje.
Muszę coś z tym zrobić :) Kurczę, tylko żal mi jest pieniędzy. Wszystko, niezmiennie, zawsze związane jest z pieniędzmi.
niedziela, 22 czerwca 2014
piątek, 20 czerwca 2014
Dzisiaj doszłam do dojmującego wniosku - nie jestem gotowa na związek z drugim człowiekiem.
Wielu z nas skarży się na to, że czuje się samotnym; natomiast nikt z nas nie wpadnie na to, że związek na tę chwilę po prostu nie jest dla niego.
True story.
Okej, chciałabym, ale gdy zacznę się zastanawiać, czy chciałabym na teraz, to pocą mi się dłonie i umysł podpowiada nie. Bo widzicie, ja lubię swoją niezależność (mimo wszystko) i nawet wtedy, kiedy ktoś mi mówi nie, ja robię wszystko po swojemu. Niestety. Ponadto strasznie nie lubię ograniczeń. Moje motto to wolność, a myślę, że w jakimś stopniu w związku musiałabym z niej zrezygnować. I nie podoba mi się to. Może to egoizm, a może walka o samego siebie, tak po prostu. Nie wiem.
Mam nadzieję, że przyjdzie ten moment, w którym powiem I'm ready.
wtorek, 17 czerwca 2014
Niepokoję się tym sierpniem. Już tak bardzo przywykłam do życia na własną rękę, że obawiam się, że ciężko będzie mi wrócić do dawnego stylu życia.
Całe dnie spędzane na łonie natury - to obecnie kojarzy mi się tylko ze starością.
No cóż. Zobaczymy, jak będzie. Nie mam na razie konkretnych planów. Wszystko okaże się, jak już będę się wyprowadzać (chyba na zawsze) z Gdyni.
poniedziałek, 16 czerwca 2014
Pizza na śniadanie chyba nie jest dobrą opcją, aczkolwiek na tą chwilę jedyną, którą mam.
Mam wrażenie, że całe dnie jestem w pracy. Dzisiaj to już szósty dzień. Masakra. Jakby cała moja egzystencja opierała się na pracy. Dojmujący jest fakt pracowania do 67-ego roku życia. Nie wyobrażam sobie tego. Tak samo jak nie wyobrażam sobie siebie za pięć, dziesięć lat. To takie dalekie.
piątek, 13 czerwca 2014
Nieustannie prześladuje mnie ta sama myśl.
Jadąc z tatą, który osiąga zawrotną prędkość na krótkiej prostej, zastanawiam się, co by było, gdyby na ułamek sekundy się zawahał i spojrzał w inną stronę, skręcając w jedno z licznych drzew.
Przechodząc przez ulicę, robię to bardzo szybko, bo boję się, że nadjeżdżające auto jest zbyt blisko mnie i myślę, że kierowca mnie po prostu nie widzi.
Czekając nocą na autobus, boję się, że ktoś znienacka może mnie zaatakować i nikt nie usłyszy mojego krzyku.
Wiem, że wśród ludzi napotykanych na ulicy, jest potencjalny morderca.
Boję się.
Ponadto od czasu zagubienia dokumentów ciągle kontroluję zawartość mojej torebki.
Piątek, trzynastego.
czwartek, 12 czerwca 2014
Wszystko zaczyna się układać w niezbyt skomplikowaną układankę. Jest tak, jak sobie zaplanowałam.
Mam pracę, mam pokój na lipiec za 500 zł bez kaucji (tanio!).
W sierpniu pojadę do domu.
Wiem, dwa miesiące w domu nie są mi wymarzone, ale przynajmniej jakoś tam odpocznę, zrelaksuję się, bo wiadomo, że praca w Mac'u nie należy do tych najłatwiejszych i niestety jest bardzo stresująca ze względu na kilka czynników. Jednak nie narzekam - czasami dobrze mi się tam robi, ale to zależy z którymi ludźmi współpracuję, czyli od zmiany.
Wczoraj na przykład trafiłam na buca na prezenterze. Uff!
Jestem z siebie zadowolona.
Okej, w punkcie #1 mojej listy mam kilka punktów, które nawet nie ruszyłam, ale to wszystko jest do nadrobienia. Więc do roboty.
Ale w sumie nie mogę w to uwierzyć; po raz kolejny od pamiętnego konkursu o UE w gimnazjum okazało się, że jeśli się bardzo czegoś chce, to można to osiągnąć ciężką pracą. Tak było również z piątką z matematyki w LO.
Chyba (chyba na pewno) potrzebuję bodźców do wygrywania, nowych, trudnych wyzwań, czegoś, w co wierzę.
Bo to nie jest tak, że zrezygnowałam z AMW ze względu własnych widzimisię. Ani też nie chodzi o to, że sobie na tej uczelni nie radziłam (pozdro, Dorotka!). Po prostu nie widziałam na niej perspektyw rozwoju.
A to jest dla mnie sprawą pierwszorzędną.
Bardzo poważnie do tego podchodzę; niejedni myślą, że zbyt poważnie, ale to wynika z czystej kalkulacji.
Po co marnować 5-6 lat z życia?
A potem płakać, że nie ma się pracy lub takową ma, ale nie pracuje się w zawodzie?
Życie na morzu z pewnością byłoby piękną przygodą, tylko jak połączyć te dwa światy, które muszą współgrać ze sobą: życie osobiste i życie zawodowe?
Racjonalnie myśląc, pewnie ciężko. Zwłaszcza dla kobiet, które chcą mieć dzieci.
Lepiej więc zawczasu przetransformować swoje życie na swoją korzyść.
Tak myślę.
środa, 11 czerwca 2014
Mimo wszystko mam bardzo ubogie życie, na dzień dzisiejszy. Tęsknię za papierowymi, długimi listami. Być może taki kiedyś napiszę do Agnieszki. Nie czytam zbyt wiele, choć chcę. Samotność zawsze lubiłam, ale nie mogę jej znieść przez dłuższy okres czasu. Mam ochotę zrobić coś szalonego. Pić wino na plaży o trzeciej w nocy i kąpać się nago w morzu. O. Na przykład. Jestem zbyt pochłonięta sprawą związaną ze studiami, akademikiem, stypendium socjalnym. Żyję tak, jakbym nie miała za chwilę dwudziestu a z co najmniej dwadzieścia pięć lat. Załatwiam sprawy, ponoszę odpowiedzialność za wszystko, co bezpośrednio dotyczy mnie. Powinnam nauczyć się już, że o problemach nie mówi się mamie. Mama mimo, że jest bardzo kochaną osobą, zbyt często histeryzuje i nie widzi obiektywnie sytuacji. Ale, co najważniejsze - już nie płaczę. Ostatnio zdarzyło mi się to tylko raz, gdy wylądowałam na krańcu świata, a dokładniej w Strzebielinie Morskim. Czułam się jak w starodawnej, opuszczonej, kowbojskiej wiosce. Zero życia prócz pani sprzedającej na PKP bilety, i to jeszcze tylko na SKMki, które bardzo rzadko jeżdżą. I tak ze łzami w oczach, czekałam półtora godziny na pociąg. Położyłam się na ławce, samotna, mając w torbie Piękny umysł, na którym i tak nie mogłam się skupić.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)