Ale zostawmy na chwilę dywagacje - liczy się to, co mogę z tym wszystkim zrobić. A mogę zrobić wiele. Myślę, że dostatecznie już wylizałam rany.
Przygotowuję się na ostateczną bitwę.
Kurwa, pokażę w końcu kto tu rządzi.
(Dla tych, którzy kiedyś byli gotowi wbić mi nóż w plecy i we mnie nie wierzyli, i nadal nie wierzą)
Zbieram amunicję. Zniszczę przeszłość doszczętnie i stanę się drugim Napoleonem, czy uwielbianym przeze mnie Piłsudskim.
Zobaczycie.
niedziela, 17 sierpnia 2014
Zdaję sobie sprawę, że wcześniej pisałam nieco bardziej poetycko. Dzisiaj albo nie chcę (zaczynam doceniać ścisłość i zwartość wypowiedzi), albo po prostu już nie potrafię tak pisać. Za bardzo przytłacza mnie codzienność i wszystko, co się z tym wiąże. Wiem, zatracam ten dodatkowy zmysł, już obserwacyjnie nie jestem tak dobra jak wcześniej. Huh. Nawet mój gust estetyczny zmierza w kierunku, o którym kiedyś powiedziałabym, że jest to śmieszny i stający się (niestety) powszechnością wymysł designerski blogerów. Może tak bardzo wsączył mnie ten świat, że ewentualne minusy świata blogosfery zamieniłam na plusy - nie wiem. Tak jak kiedyś, w podstawówce, czuję nieodpartą chęć bycia "ponad". To ja mam wyznaczać standardy. Nie podoba mi się to, że wszędzie znajdują się ludzie, którzy lubią sherować słabą jakość, którą tworzą ich, znani już, wielcy znajomi. Od takich ludzi należałoby wymagać dużo więcej. Zauważyłam również, że powoli polska blogosfera staje się zamkniętym kręgiem, tylko dla VIP-ów. Uh, nie, nie, nie o to w tym wszystkim chodzi. Wkurza mnie to.
Bardzo.
Bardzo.
czwartek, 7 sierpnia 2014
Prawdą jest, że od dziecka pielęgnujemy w sobie różne, potrzebne do życia bądź nie, umiejętności. Przychodzi nam to tak naturalnie, że nawet o tym nie myślimy. Jednak z czasem zastanawiamy się, czy nie jest to czasami nasz sposób na życie. U mnie tym czymś jest na przykład gotowanie czy pisanie. Nigdy, teoretycznie, nie uczyłam się, jak pisać. Oczywiście, nie mówię tu o szkolnej ortografii czy językoznawstwie na lekcjach języka polskiego w gimnazjum. Pewnego dnia założyłam sobie bloga. Już nie pamiętam o czym były moje ówczesne posty, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Liczy się sam fakt. Był to mój pierwszy blog, później przyszły kolejne. Jednak, tak jak już wielokrotnie tutaj wspominałam, mam (miałam) nawyk niszczenia. Więc swoimi siłami nie jestem w stanie przywrócić przeszłości. Ale to, co jest zastanawiające: mimo mojego słomianego zapału nadal tu jestem, a więc coś mnie do tego miejsca przyciąga. Jakaś nieprawdopodobnie wielka siła. Wiele razy zaczynałam już z myślą ten blog będzie na poważnie. I nie wychodziło. Chociaż nauczyłam się już pisać w miarę spójne, jednotematyczne posty. Jednakże ciągle walczę z systematycznością. Niestety. Nie tracę zapału. Chcę stworzyć coś wielkiego, platformę przypominającą choćby jestKulturę Andrzeja Tucholskiego, ale całkowicie o czymś innym. Chcę podporządkować życie pasjom wypływającym wprost z mojego serca. Instynktownie wiem, jak to zrobić. Ale ... nie chcę przy tym tracić czasu, bo przecież tyle jest rzeczy do zrobienia :)
środa, 6 sierpnia 2014
REORGANIZACJA.
Mam poczucie, że nic nie robię cały dzień.
Źle. Niedobrze.
Może warto dać sobie jednak tydzień czasu na "odpoczynek"?
Ale z drugiej strony czuję, że zaraz skapituluję. Tak to już tu jest, że człowiek nie ma, co ze sobą zrobić, jeśli nie ma w nim mobilizacji do działania i dyscypliny potrzebnej w systematyczności.
Kawa zrobiona przez samą siebie jest przepyszna, ale jeszcze bardziej pyszną staje się po wytężonej pracy, na koniec dnia :)
Mam poczucie, że nic nie robię cały dzień.
Źle. Niedobrze.
Może warto dać sobie jednak tydzień czasu na "odpoczynek"?
Ale z drugiej strony czuję, że zaraz skapituluję. Tak to już tu jest, że człowiek nie ma, co ze sobą zrobić, jeśli nie ma w nim mobilizacji do działania i dyscypliny potrzebnej w systematyczności.
Kawa zrobiona przez samą siebie jest przepyszna, ale jeszcze bardziej pyszną staje się po wytężonej pracy, na koniec dnia :)
wtorek, 5 sierpnia 2014
Zbyt mało piszę, żeby to dzisiaj dobrze ująć w słowa.
Życzę sobie:
- zdrowia (prawdziwym staje się stwierdzenie, że zaczynamy szanować zdrowie wtedy, kiedy je stracimy);
- miłości (prywatnej, rodzinnej);
- świetnej pracy (takiej, która będzie przynosiła mi mnóstwo satysfakcji i zadowolenia, i będzie jedną, wielką możliwością rozwoju);
- własnego domu, gdzieś w przytulnym, cichym miejscu;
- aby mama i tata byli ze sobą zawsze tak szczęśliwi jak są teraz;
- żebym ja, Ania i Robert nigdy nie tracili ze sobą kontaktu, zawsze byli siebie blisko;
- chwil zapierających dech w piersiach, łez wzruszenia, muzyki kojącej uszy, filmów, dobrych książek, kawy, wygranych live meczów, pasji.
niedziela, 3 sierpnia 2014
Nic konkretnego jeszcze nie mam sobie rozpisane (a wiadomo, ja lubię mieć wszystko na papierze). Nie mniej mam jakieś tam swoje plany. Na razie się ze wszystkim "oswajam", próbuję na nowo przyzwyczaić się do starego, ukochanego miejsca, do tego, że przecież tutaj czas płynie wolniej i że jak chce się coś zrobić, to trzeba być bardziej zorganizowanym, niż gdziekolwiek indziej.
Na razie byłam już u obu babć i u cioci chrzestnej. Będąc w Gdyni, dusząc w sobie tęsknotę ("Bo nie mogę się rozklejać; muszę być silna"), byłam daleko od tych wszystkich codziennych spraw i problemów mojej rodziny. Wiedziałam, że to nas oddala od siebie, chociaż byłam w domu niemal co weekend. Ale tylko fizyczna obecność, nie tylko w niedzielę, pomaga zrozumieć troski i problemy najbliższych. I teraz, kiedy mogę pomóc mojej rodzinie, pomagam.
Każdy ma gorsze lub lepsze dni. Ja, gdy przyjechałam w piątek, widziałam swoją mamę, będącą w gorszym nastroju. Jest przemęczona, ciągle pracuje. Nie ma czasu na dbanie o dom. A ja, trudząc się tym przez następne dwa miesiące naprawdę odpocznę psychicznie. I mam nadzieję, pomogę przy tym mamie.
Czeka mnie wielkie zaprawianie (już nie mogę się doczekać).
Czuję las; to miejsce jest oazą spokoju.
Przypomniałam sobie w końcu jak bardzo kocham gotować. Naprawdę. Jutro na przykład robię pierogi :)
Jest pozytywnie. Myślę pozytywnie.
Zapomniałabym: za parę dni skończę dwadzieścia lat. Łomatko. Pamiętam, że na osiemnastkę napisałam sobie życzenia. Sama. Ale odbiegały one mocno w przyszłość i miały ten swój idealistyczny (nierealny) smak. W tym roku chciałabym znowu takowe napisać, nie wiem na ile będą one dobre, czas zweryfikuje :)
Ostatnio naszła mnie refleksja - co będzie za 5, za 10 lat? W jakim będę miejscu? Co będę robić, czym będę się zajmować? Kim będę (i zawodowo, i prywatnie)?
Zapomniałabym: za parę dni skończę dwadzieścia lat. Łomatko. Pamiętam, że na osiemnastkę napisałam sobie życzenia. Sama. Ale odbiegały one mocno w przyszłość i miały ten swój idealistyczny (nierealny) smak. W tym roku chciałabym znowu takowe napisać, nie wiem na ile będą one dobre, czas zweryfikuje :)
Ostatnio naszła mnie refleksja - co będzie za 5, za 10 lat? W jakim będę miejscu? Co będę robić, czym będę się zajmować? Kim będę (i zawodowo, i prywatnie)?
sobota, 2 sierpnia 2014
Jestem wreszcie w domu. Roboty jest po pachy. Zrobiłam sobie przerwę, bo już sprzątam trzy godziny. Wprowadziłam się już do naszego, wspólnego pokoju :) (więc jest sukces)
Rzeczy jest tyle, że ich poziom znacznie przekracza "absolutne minimum" do przeżycia. Myślę sobie, że jeśli ja będę się wprowadzać do mojego domu/mieszkania, to wezmę tylko te rzeczy, które są mi najbardziej potrzebne, resztę wyrzucę. Przez całe życie gromadzimy przeróżne rzeczy, zupełnie jak hobbici, i wówczas, gdy jesteśmy zmuszeni się przeprowadzić, ta przeprowadzka nie jest w ogóle możliwa. Fuck.
Chyba będę miała, co robić w wakacje.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)