Jestem wreszcie w domu. Roboty jest po pachy. Zrobiłam sobie przerwę, bo już sprzątam trzy godziny. Wprowadziłam się już do naszego, wspólnego pokoju :) (więc jest sukces)
Rzeczy jest tyle, że ich poziom znacznie przekracza "absolutne minimum" do przeżycia. Myślę sobie, że jeśli ja będę się wprowadzać do mojego domu/mieszkania, to wezmę tylko te rzeczy, które są mi najbardziej potrzebne, resztę wyrzucę. Przez całe życie gromadzimy przeróżne rzeczy, zupełnie jak hobbici, i wówczas, gdy jesteśmy zmuszeni się przeprowadzić, ta przeprowadzka nie jest w ogóle możliwa. Fuck.
Chyba będę miała, co robić w wakacje.
Prawda. Tyle tego, a później pytamy 'po co nam to wszystko?'.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Jestem zwolenniczką minimalizmu. Coraz bardziej. Bo bez przesady, czasami trzymamy w swoich "garażach" rzeczy, które nie są nam już w ogóle do niczego potrzebne.
Usuń