Ta sprawa chyba na zawsze pozostanie sprawą otwartą. Oczywiście, że mam na to wpływ. Ale czy chcę? Raczej już nie. Wielokrotnie zdążyłyśmy się przekonać, że różnice między nami są zbyt wielkie na trwały, nierozerwalny rozejm. Mimo, że patrzę na to z bólem serca, już nic nie zrobię. Rozstaniemy się jak koleżanki ze szkoły, zapomnimy i będziemy dalej żyć. A Ty pewnie tego tak bardzo nie rozdrabniasz na kawałki, nie myślisz o tym, nie czujesz, tak jak ja czuję. I w pewnym sensie dobrze. Nie musisz z tym walczyć. Chciałabym Ci powiedzieć, że to wszystko w pewnym momencie osiągnęło apogeum - nie mogłam już o niczym innym myśleć, bardzo to przeżywałam, cierpiałam za nas dwie. Teraz zaś w mojej głowie jest wszechogarniająca obojętność. Łzy się wysuszyły na moim policzku. I gdy widziałam Cię w kościele, stwierdziłam z nieprzewidywalnym dystansem: to obca osoba. Jestem z Nim silniejsza. Zawsze tak było. Może dlatego tak źle się czułam - bo nie miałam nikogo, teraz mam. Widzę przyszłość. To, co dobre, zostanie z nami. Wierzę w to. Dobrze, że jest coś, co kocham całym sercem. Dobrze, że są rzeczy, które lubię robić i mam czas je robić. Dobrze, że mam plany, ambicję i marzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz