Nie wiem od czego zacząć. Zastanawiam się, czy naprawdę chcę, żeby ten blog miał formę pamiętnika. Dla mnie samej najbardziej interesującymi książkami są biografie (więc odpowiedź wydaje się oczywista). Pisząc, obawiam się jednej rzeczy, która bardzo często czai się między wierszami mojego tekstu: chaosu. Tak, paradoksalnie tego boję się najbardziej. Jestem taką skrupulatną, do przesady zwracającą na szczegóły osobą. W książkach z biblioteki miejskiej wymazuję zaznaczone ołówkiem przez innych czytelników fragmenty. Razi mnie to. Nie potrafię obojętnie obok tego przejść. To poczucie, w pewnym sensie, estetyki jest u mnie wykształcone do granic przyzwoitości. I teraz, mając przed sobą wirtualną kartkę papieru, patrzę, czy tekst ma odpowiednią formę. Czuję niesamowitą przyjemność. Uwalniam się. Brakowało mi bardzo tego miejsca. Każdy wyraz, każda konstrukcja słowna przybliżają mnie do poczucia zdejmowania ciężaru z pleców.
Nie lubię ludzi, nie lubię pojedynczych jednostek w życiu realnym. To oni sprawiają, że otwierają się we mnie emocje, o których chciałabym zapomnieć. Wszyscy są tacy dobrzy, tacy porządni, tacy nieskazitelnie ludzcy. A ja umieram między nimi. Nie mogę nabrać powietrza. Oni starają się tego nie zauważać; zachłannie patrzą na ból, z niecierpliwością oczekują czyiś błędów, komentują, wyśmiewają czyjąś inność. Ty masz być taka, jakie my jesteśmy. Nie zgadzam się. Nie lubię ignorancji; pewne rzeczy są dla mnie ogromnie ważne, podczas gdy one mają zupełnie przeciwstawny do tego stosunek. Czuję się obco pośród obcych. I nie wiem, dlaczego tak bardzo mnie to boli. Może przyczyna tkwi we mnie samej?
Nawet Jehowa Kobieta pomyślała, że jestem słaba i dam się przekonać do Jedynej Słusznej Wiary. Boże, pomóż, daj mi siłę.
Już niedługo.
Już za chwilę,
niebawem.
Zrobię krok naprzód, zostawiając ICH za drzwiami. Zobaczymy, czy mi się uda. Może właśnie wyjście z obłudy to to miejsce?
Nie lubię ludzi, nie lubię pojedynczych jednostek w życiu realnym. To oni sprawiają, że otwierają się we mnie emocje, o których chciałabym zapomnieć. Wszyscy są tacy dobrzy, tacy porządni, tacy nieskazitelnie ludzcy. A ja umieram między nimi. Nie mogę nabrać powietrza. Oni starają się tego nie zauważać; zachłannie patrzą na ból, z niecierpliwością oczekują czyiś błędów, komentują, wyśmiewają czyjąś inność. Ty masz być taka, jakie my jesteśmy. Nie zgadzam się. Nie lubię ignorancji; pewne rzeczy są dla mnie ogromnie ważne, podczas gdy one mają zupełnie przeciwstawny do tego stosunek. Czuję się obco pośród obcych. I nie wiem, dlaczego tak bardzo mnie to boli. Może przyczyna tkwi we mnie samej?
Nawet Jehowa Kobieta pomyślała, że jestem słaba i dam się przekonać do Jedynej Słusznej Wiary. Boże, pomóż, daj mi siłę.
Już niedługo.
Już za chwilę,
niebawem.
Zrobię krok naprzód, zostawiając ICH za drzwiami. Zobaczymy, czy mi się uda. Może właśnie wyjście z obłudy to to miejsce?
Walcz o siebie ! Nie daj się wchłonąć beznadziei ! Jeśli patrzysz w lustro z podniesioną głową i z dumą to idziesz w dobrym kierunku! Kochaj siebie jesteś najważniejszą osobą na ziemi !
OdpowiedzUsuńOkej, ale to mimo wszystko trudne. Czasami mam takie doły emocjonalne, z których trudno jest mi się wydostać.
Usuń