wtorek, 29 kwietnia 2014

Powoli wybudzam się ze zimowego snu. Męczę się okropnie; czuję się "wypalona", jakbym przechodziła bardzo intensywną terapię depresyjną.  Nadal mam kłopoty z motywacją, ale już częściej chcę chcieć. A to duży krok naprzód. Od poniedziałku brnę ku przyszłości. Byłam na swojej pierwszej, prawdziwej rozmowie kwalifikacyjnej, dostałam pracę, założyłam konto w mBanku, od 05.05 zaczynam szkolenia, definitywnie rzucam studia. I chociaż tata mówi, że jestem anty - racjonalna, ja wiem, że nie mogę tak dłużej spadać na dno (bo tak, de facto się czułam), muszę się ruszać, podejmować śmiałe, konsekwentne decyzje. Poprzednie wybory nie mogą spychać mnie w czeluści czegoś, co mnie zabija. Od środka, karmi się moimi złymi myślami, ponurym nastrojem, pesymistycznym nastawieniem. Czuję, że wracam, że już za chwilę mogę w pełni podjąć kontrolę. Wspaniałe uczucie. Mieć siły, by żyć. Brak właściwych ludzi obok mnie też mi nie pomaga - Agnieszka przecież jest zajęta Szymonem, na którego widok mi zbiera się na wymioty - no ale cóż, tak bywa. Denerwuję się strasznie, ale nic na to nie poradzę. Jeżeli chce iść tą drogą, to niech idzie; boli mnie to, że to ją spotyka, nie kogoś innego, ją, która przeszła tak wiele w życiu. Ale przecież Bóg nie pozwoli jej skrzywdzić, taką mam nadzieję. 
Edit: Ach, zapomniałam; w tym roku LŚ jest moja; cieszę się niezmiernie, bezgranicznie i w ogóle! Na MŚ będę już pełnoprawnym pracownikiem, więc mam nadzieję, że sprawdzę w praktyce mój elastyczny grafik. 

niedziela, 27 kwietnia 2014

Źle się czuję. Wpadam w swoją pułapkę pesymistycznych myśli. Boję się. Nie potrafię określić czego. Chcę zakopać się w łóżku i na jakiś czas z niego nie wychodzić. Płakałam. Teraz już tylko pozostało roztrzęsienie. Jak by każda część mojego ciała wołała pomocy nie otrzymując jej. Dużo jest rzeczy, które miałam zrobić 'na wczoraj'. Ale też są i takie, które wynikają z moich planów i spontanicznych pomysłów. Patrzę na to z bezsilnością. To jest jedna z wielu chwil, kiedy słowo 'chcę' nie ma powiązania z rzeczywistością. Zlepki słów, fragmenty, próbki, to wszystko, co w pewnym sensie mnie tworzy, nie daje mi spokoju. Nie ośmieliłabym się tego nazwać schizofrenią, raczej niepokojem duszy. Mam wilgotne dłonie. Za plecami czuję zapach strachu. Nienawidzę swojego ciała. Stoję. Bo tak jest prosto, nie potrafię zmusić się do jakiegokolwiek wysiłku. Pranie, sprzątanie, gotowanie, 'ogarnianie siebie' - zabiera mi całą energię. Czuję jakby mój kabel od zasilacza był odłączony. 

wtorek, 1 kwietnia 2014