Zachłannie patrzę na ich wspólny dotyk, na ukradkowe spojrzenia, na błysk w oczach, na: szpilki i męski krawat, na dynamikę ich ciał, na: czarną sukienkę i koszulę w kratkę. Jeszcze wiele przede mną - może z czasem zamienimy się miejscami, "nowa świeżość". Tęsknię za tym, czego nie znam. Być może "to nieznane" w mojej głowie będzie miało inny wymiar w rzeczywistości. Początek musi mieć w sobie coś wyjątkowego. Najpierw jesteśmy jednostkami indywidualnymi, potem stajemy się elementem wspólnym; już nikt nie kojarzy cię jako "ja", zawsze będziesz "wy". Nie, to w zasadzie nie jest smutne. Ale nie o tym przecież chciałam wszcząć dyskusję. Chyba tęsknię za "wy". Trudno jest mi otworzyć się na rejs na nieznanych wodach; morze zawsze jest tak bardzo nieprzewidywalne, tak ogromne, tak tajemnicze. Nawet postanowienia noworoczne nie są w stanie mi pomóc. Nie będę sobie nic obiecywać. Najlepiej jest "spontanicznie". Przełamać kruchy lód. Chciałam konkretnie, sensownie, a wyszło jak zawsze. Pragnę perfekcji. To niemożliwe, wiem. Idę płakać w samotności.